#10 — Jak będzie wyglądał software development w 2030 roku?

Dziś chciałbym zatrzymać się na chwilę – w połowie roku 2022 – i podsumować krótko jak wygląda świat tworzenia oprogramowania obecnie, a także w którą stronę, moim skromnym zdaniem, zmierzamy i jakie będzie mieć to konsekwencje dla biznesu.

💡
Spodobał Ci się ten odcinek? Zasubskrybuj mój podcast na swojej ulubionej platformie i podziel się nim ze znajomymi!

Transkrypcja odcinka

Cześć, nazywam się Krzysztof Rychlicki-Kicior i witam cię serdecznie w podcaście „Software z każdej strony”, w którym dowiesz się, jak łączą się ze sobą świat biznesu i IT.

To jest odcinek dziesiąty, „Jak będzie wyglądał software development w 2030 roku”. Dziś nasz pierwszy mini jubileusz, czyli dziesiąty odcinek i z tej okazji chcę poruszyć temat troszkę inny od takich typowych poruszanych przeze mnie zagadnień, mianowicie chcę zająć się perspektywą i przyszłością świata tworzenia oprogramowania. Co prawda był już jeden odcinek o takim troszkę futurystycznym charakterze, mowa o odcinku szóstym „O cyklach i trendach w IT”. Natomiast tamten odcinek miał nieco bardziej praktyczne znaczenie, omawiałem wtedy, jak odnaleźć się tak bardziej systemowo w gąszczu ciągle zmieniających się trendów.

Dziś natomiast chciałbym zatrzymać się na chwilę, jesteśmy w połowie roku 2022, w dość ciekawych czasach niestety, a może i stety i podsumować krótko, jak wygląda świat tworzenia oprogramowania obecnie, a także w którą stronę, moim skromnym zdaniem, zmierzamy, i jakie będzie mieć to konsekwencje dla biznesu. OK, w takim razie zacznijmy od tego, gdzie właściwie jesteśmy. Nie jestem fanem statystyk, poza tymi, które wykonuję samodzielnie, natomiast nie da się ukryć, że w zasadzie jakbyśmy nie definiowali rynku, branży, to rynek ten rośnie pod każdym chyba względem: przychodów, liczby osób zatrudnionych w naszej branży, poszczególnych sektorów, takich jak chociażby e-commerce, czy Internet of things, no i oczywiście wynagrodzeń pracowniczych.

Na stronie dołączę link do przykładowego zestawienia opublikowanego jeszcze w zeszłym roku, natomiast nie widać żadnych realnych symptomów, aby te statystyki miały w dłuższym terminie maleć, zwłaszcza w postpandemicznym świecie, no obym nie zapeszył z tym post, choć niejednocześnie nie da się ukryć, że pewne takie spowolnienie gospodarcze, którego no niestety zaczynamy być świadkami, może do tego dość intensywnego trendu wzrostowego wprowadzić pewne zaburzenia. Zastanówmy się przez chwilę, jak właściwie rozwijała się branża tworzenia oprogramowania, bo mówimy przecież tak naprawdę o raptem kilku dekadach jej istnienia. Na początku dominowały głównie firmy, które tworzyły własne produkty. Przykładów nie trzeba szukać daleko, chociażby Microsoft ze swoim oprogramowaniem, Windows, czy Office, Adobe z pakietami narzędzi graficznych i wiele, wiele innych firm zajmowało się tworzeniem oprogramowania, które po wytworzeniu było sprzedawane w takim modelu licencyjnym.

Tak naprawdę dopiero w tym stuleciu, i to zjawisko to zintensyfikowało się w drugiej dekadzie, czyli gdzieś tam w okolicach roku 2010-2012, zaczęły pojawiać się w sposób bardziej masowy oczywiście firmy, które niekoniecznie tworzyły własne produkty, ale zajmowały się tworzeniem oprogramowania na rzecz firm trzecich, czyli no mowa tu oczywiście o software house’ach, firmach takich, jak chociażby moje Makimo.

Nie w każdej branży istnienie takich firm działających właśnie w tego rodzaju modelu usługowym jest możliwe, można nawet powiedzieć, że być może to jest taki trochę strzał z mojej strony, być może w niewielu branżach w ogóle jest możliwe zaistnienie takiego modelu. Z zakupem licencji na oprogramowanie, no takie, jak chociażby wspomniane Windows’y, Office’y, Photoshop’y jest trochę tak, jak z kupnem samochodu, no oczywiście może nie aż tak pod kątem cenowym. Ale idziemy do salonu, możemy wybrać jedną z dostępnych opcji, jeden z kilku modeli samochodów. Czasami można je oczywiście też dodatkowo skonfigurować, oczywiście za dodatkową opłatą, natomiast no nie jesteśmy w stanie dealerowi samochodów powiedzieć, żeby nam to auto kompletnie przystosował pod nas, umieścił kierownicę na dachu, pedał przyspieszenia w bagażniku, i tak dalej. W świecie oprogramowania stety, czy niestety jest to możliwe.

Mówię niestety, bo zbyt duże możliwości prowadzą często do powstawania takich różnych potworków, bo można zrobić aż za dużo i fantazja klienta potrafi niestety pójść, skierować projekt w trochę złą stronę. Natomiast z pewnością elastyczność w świecie tworzenia oprogramowania wykracza poza to, co chociażby dealerzy samochodów mają do zaoferowania. Natomiast zostawiając już troszkę na boku tę metaforę, pamiętam tę sytuację, czyli obecność firm produktowych, takich, do których szło się rozwijać jakiś konkretny produkt, czy usługę, ale należącą do tego producenta. I to jest sytuacja, która wydawała mi się absolutnie normalna w czasach, w których sam uczęszczałem jeszcze na Politechnikę Łódzką, kiedy planowałem jeszcze być programistą u kogoś. Zakładałem, że po studiach, czy może pod koniec studiów, to były jeszcze czasy, kiedy pracodawcy zatrudniali no najwcześniej to studentów piątego roku, takich już tuż przed obroną pracy dyplomowej, no to ewentualnie tak. Teraz oczywiście to wszystko się dość mocno zmieniło. Natomiast no właśnie, takie były czasy, że większość pracodawców, to byli wytwórcy tego rodzaju oprogramowania. Jeżeli nawet ktoś starał się świadczyć usługi takie typowo software house’owe, to często okazywało się, że po stworzeniu jednego, dwóch, trzech zamówień, taka firma obracała, przetwarzała takie zamówienie we własny produkt i zaczynała go sprzedawać, i de facto stawała się firmą produktową. Natomiast te ostatnie kilkanaście lat doprowadziło do zdecydowanie demokratyzacji, upowszechnienia się technologii, technologii związanych z tworzeniem oprogramowania, ponieważ dzięki zwiększonym możliwościom w zakresie korzystania z tych technologii, narzędziom, które kiedyś były płatne, a teraz są po prostu darmowe, licznym kursom, materiałom, również bezpłatnym, które można ściągnąć sobie z Internetu. Okazało się, że programistów zaczęło być coraz więcej, coraz łatwiej i szybciej można było tworzyć aplikacje i wszystkie te czynniki sprawiły, że znacznie więcej firm mogło pozwolić sobie już nie tylko na zakup licencji na oprogramowanie, ale także na stworzenie własnego oprogramowania, czy też według własnego pomysłu. I oczywiście pewną metodą na obsługę takiego procesu było zatrudnienie programistów we własnej firmie, no ale jednak jeżeli ktoś prowadzi firmę odzieżową, firmę z zakresu dużego, ciężkiego przemysłu, to tak naprawdę tworzenie działu programistycznego niekoniecznie musiało być w interesie firmy i łatwiej było tę usługę wyoutsourcingować. A gdy dodamy do tego jeszcze fakt, że właśnie w pierwszej, potem w drugiej dekadzie tego stulecia upowszechnił się dostęp do Internetu, pojawiły się urządzenia mobilne, smartfony, tablety, to decyzja o takiej inwestycji we własne oprogramowanie, no wydawała się po prostu, jak to się mówi z angielskiego, no brainer.

No i ta sytuacja doprowadziła do powstania wielu podmiotów, wielu firm, które nie musiały podejmować dużych inwestycji, związanych z długim procesem wytworzenia oprogramowania po to, aby potem je sprzedawać, po to, aby potem sprzedawać licencję, tylko tak naprawdę przy odpowiednich kontaktach biznesowych założycieli rozkręcenie software house’u było niezwykle proste. Wystarczyło mieć kontakt do kogoś, kto oprogramowania potrzebuje i mieć kontakt do kogoś, kto je zrobi, żadnych inwestycji w fabrykę, jak to w Ziemi Obiecanej Reymonta było. Myślę właśnie, że ten słynny cytat: „ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic, to w sam raz, żeby założyć software house”, no dobrze pasuje do naszych czasów.

No i cóż, tak było, natomiast jak jest teraz? Pandemia zdecydowanie pokazała, że możliwość współpracy, pracy zdalnej może funkcjonować nie tylko pomiędzy podmiotami takimi właśnie jak firmy, czy całe zespoły, ale firmy z zagranicy są w stanie pozyskiwać pojedyncze osoby, tak zwane, jak to się mówi talenty, do swoich organizacji bezpośrednio z pominięciem firm zewnętrznych. Czasami mówi się o tym, że jest to takie proste, pominięcie pośrednika, też jest takie sformułowanie: cut the middle man. Natomiast no w pewnych sytuacjach to może mieć zastosowanie, ale jednak nie wszystkie firmy zajmują się tylko takim prostym, praktycznie HR-owym pośrednictwem pomiędzy pracownikami, a klientami zewnętrznymi. Bardzo często te układy, te zależności są bardziej skomplikowane, ale do tego jeszcze wrócę za chwilę. Częściowo w związku z tym trendem, ale i nie tylko, trzeba przyznać, że koszty developmentu, te koszty pracownicze stale rosną. Tutaj no z zasłuchanych historii mogę powiedzieć, że jest to co prawda dowód anegdotyczny, ale, ale jednak.

Nie opłaca się już w wielu przypadkach na przykład emigrować do Niemiec po to, aby pracować w niemieckiej firmie za euro, bo jak się uwzględni koszt wynagrodzeń w Niemczech, w niektórych oczywiście obszarach, landach, ale też skonfrontuje go z kosztami życia, to okazuje się, że lepiej jest, taniej jest pracować w Polsce za polskie pieniądze z polskimi kosztami życia, niż w przypadku Niemiec. No pytanie, jak to zmieni oczywiście szalejąca inflacja, ale takie obserwacje były z ostatnich, no tak, z ostatniego roku, dwóch. Natomiast już abstrahując zupełnie od przyczyn, rosnące koszty samego developmentu, wytworzenia oprogramowania sprawiają, że my de facto cofamy się trochę do tej sytuacji z lat, no nie wiem, 90-tych, z początku tego wieku, gdzie zwłaszcza mniejszym podmiotom, mniejszym firmom nie opłaca się robić oprogramowania dedykowanego, bo to po prostu za dużo kosztuje.

Nawet jeżeli w estymacjach, dzięki coraz to lepszym technologiom maleje czynnik liczby godzin, choć też nie da się go obniżać w nieskończoność, to równolegle rośnie czynnik stawki. I niestety choć oba czynniki zmieniają się, no można powiedzieć, że trochę w różne strony, to jednak co do zasady oprogramowanie, jego wytworzenie robi się po prostu coraz droższe. Obserwowałem to samodzielnie, rozmawiając z licznymi przedsiębiorcami z Polski, głównie z sektora MŚP, którzy jeszcze w latach 2013-2014, no nawet 2015 byli w stanie zapłacić za oprogramowanie dedykowane, szyte na miarę, i jego dalszy rozwój, co też jest bardzo ważne. Natomiast w ostatnich latach, mimo przecież stale rosnącej gospodarki, no niestety te koszty wytworzenia oprogramowania dedykowanego na tyle odjechały, można by powiedzieć, że no niestety nie ma za dużej szansy dla takich właśnie przedsiębiorstw MŚP. Muszą one polegać na oprogramowaniu gotowym, no tu pewnym wyjątkiem są oczywiście różnego rodzaju dotacje, w końcu mają być też spore środki z programu KPO, również na cyfryzację, no ale tu ewentualnie czas pokaże. Natomiast no dotacje to też jest dość specyficzny mechanizm i trudno na jego podstawie wysnuwać taki ogólny trend. OK. No to teraz przechodzimy od tej części historyczno-teraźniejszej do wróżenia z fusów, czyli do przyszłości. No ale czy na pewno jest to takie wróżenie z fusów? Spróbujmy się zastanowić, jakie zmiany mogą nastąpić w perspektywie z grubsza dekady, ten 2030 rok to tak, jak to się mówi, circa about, żeby ładnie wyglądało w tytule, chodzi o horyzont około dziesięciu lat. Czego można być z grubsza pewnym? Na pewno potrzeby informatyczne, nowe generacje sprzętu, nowe technologie programistyczne, to będzie się wciąż zmieniać, to się zmieniało od zarania dziejów, branża IT. I ta stała ewolucja będzie następować. Jak dokładnie będzie to przebiegać? W którą stronę, które trendy będą dominować? Tego się na razie nie podejmuję, ale fakt zmiany jest raczej niezaprzeczalny.

Bardzo prawdopodobnym jest, że fala cyfryzacji biznesów i w ogóle całej gospodarki raczej nie zwolni. Nawet w przypadku zaistnienia jakiegoś kryzysu, który również może odbić się na inwestycjach w cyfryzację, to nawet jeżeli ten kryzys nastąpi, to będzie raczej spowolnienie, może krótka przerwa w tej cyfryzacji, natomiast nie będzie to moim zdaniem odwrócenie trendu. Wynika to z faktu, że nawet jeżeli widać pewne drobne tendencje w takim odwróceniu niektórych zmian, jak chociażby przynajmniej częściowy powrót do biur, to z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, aby wszystkie firmy powróciły do na przykład w pełni stacjonarnego trybu pracy. Tak też moim zdaniem, taka sytuacja może zaistnieć w innych branżach, będzie powrót częściowy do starych praktyk, ale też trudno zakładać, abyśmy wszyscy z powrotem znaleźli się w tym styczniu, lutym 2020 z kompletnie starymi nawykami. Także cyfryzacja będzie zachodzić, będzie przyspieszać, będzie miała miejsce. Natomiast nie oznacza to, że każdy, każda firma, każda organizacja będzie potrzebować oprogramowania dedykowanego. Może zaistnieć potrzeba powstawania jeszcze bardziej wyspecjalizowanych start-up’ów, które będą szukały własnych nisz, które to nisze będą zapełniać za pomocą zróżnicowanych rodzajów oprogramowania gotowego, wykonanego zresztą często przez software house’y. I to jest moim zdaniem ciekawy punkt, to może być trochę kontrowersyjny pogląd, natomiast nie da się ukryć, że start-up’y będąc jedną z ważniejszych grup docelowych dla software house’ów jednocześnie poniekąd odbierają im chleb w dłuższym terminie, no bo każdy start-up, który powstaje, który, który odnosi sukces, może zbierać, i to jest jego celem, zbiera klientów na swoje, oferowane przez siebie usługi. I teraz jeżeli taki start-up zbierze klientów, którzy potrzebują, no nie wiem, na przykład oprogramowanie do wystawiania bardzo nietypowych faktur, to mało który klient, mało która firma zewnętrzna będzie chciała takie oprogramowanie zamówić w software house’ie, no bo będzie miała od tego start-up.

Po co tworzyć jakieś oprogramowanie dedykowane na swoje potrzeby, skoro coraz więcej problemów biznesowych będą rozwiązywać start-up’y. To jest troszkę argument może z kategorii pół żartem, pół serio, natomiast no nie da się ukryć, że jeżeli spojrzymy na to z perspektywy kilkunastu lat wstecz, no to większość problemów biznesowych, jakie mogły się pojawić, nie była rozwiązana, nie była zaadresowana przez, przez nowopowstające firmy i start-up’y. A teraz bardzo wiele takich, nawet nie typowych problemów biznesowych można rozwiązać za pomocą start-up’u. Pamiętam przykład znajomej firmy budowlanej, która przyszła do nas właśnie z taką propozycją stworzenia oprogramowania do obsługi procesu inwestycyjnego. Natomiast po przedstawieniu wyceny okazało się, że znacznie taniej będzie im skorzystać z usług, no właśnie takiej firmy, może to nie był do końca start-up, ale, ale firma, która oferowała takie bardzo start-up’owe rozwiązanie. No i okazało się, że tego klienta straciliśmy, chociaż rekomendowanie oprogramowania dedykowanego, tworzenia takiego oprogramowania, no byłoby po prostu nie fair wobec tego klienta. No właśnie, a skoro już mówimy o start-up’ach i produktach, to co z takimi firmami stricte produktowymi, niekoniecznie małymi start-up’ami, ale już takimi dużymi, uznanymi graczami. One mogą niewątpliwie skorzystać ze znacznie bardziej otwartego rynku pracy, też otwartego na pracę zdalną. Natomiast no nie da się ukryć, że w przypadku, zwłaszcza w przypadku turbulencji, takich jakby, jakie mamy choćby teraz, to firmy mogą być podatne na problemy związane z kosztami pracy, bo koszt pracy w takiej firmie produktowej nie przekłada się wprost na przychód, jak w firmie typu software house. No bo jeżeli taki software house zaczyna realizować trzy nowe projekty, to potrzebuje trzech nowych zespołów, no już tak upraszczając powiedzmy. Natomiast ta zależność między przychodem, a kosztem w firmie produktowej jest siłą rzeczy dużo bardziej rozciągnięta.

Osobnym trendem, który wciąż moim zdaniem nie jest może, nie to, że nie jest rozwinięty, chociaż robiłem taki mały research na ten temat, no i jeszcze nie jesteśmy tam, gdzie moglibyśmy być. Natomiast warto się przyglądać technologiom low-code, czy też no-code, czyli tworzenie aplikacji bez ingerencji, bądź z minimalną ingerencją programisty. Ten trend na pewno będzie zdobywał popularność kosztem najprostszych aplikacji tworzonych przez programistów, takich, które opierają się z grubsza na prostym przechowywaniu, jakiejś takiej najprostszej edycji, dodawaniu danych, kilku rodzajów danych, jakieś takie prościutkie aplikacje do, nie wiem, przechowywania danych o, powiedzmy pracownikach, czy chociażby o sprzedaży. W slangu informatycznym takie aplikacje noszą miano aplikacji CRUDowych, od czterech podstawowych operacji, które wykonujemy na danych. C-create, czyli tworzenie, R-read, odczyt danych, U-update, aktualizacja, zmiana danych i D-delete, usunięcie. Czyli takie cztery podstawowe operacje, które wykonujemy na danych, i takie aplikacje na pewno, rozwiązania low-code’owe, będą w stanie zastąpić najszybciej. Co ważne, tutaj nawet ze strony samych programistów coraz częściej pojawia się niechęć do, jak to się mówi, klepania takich CRUD-ów, bo są to, nie da się ukryć, aplikacje, które nie są dużymi wyzwaniami technicznymi. Może jak się taką aplikację zrobi raz, drugi, trzeci, to jeszcze jest ciekawe, ale na dłuższą metę, no są ciekawsze na pewno wyzwania.

No i teraz, jak możemy sobie to podsumować? Na pewno zapotrzebowanie na pracę IT będzie rosło, ale jednocześnie to zapotrzebowanie będzie rosło na pracę zaawansowaną, można by rzec, taką mądrą pracę, co najbardziej ograniczy możliwości firmom, skupiających się na takich najbardziej niskopoziomowych usługach, takich jak body leasing, proste team augmentation na zasadzie wynajmowania ludzi, gdzie tak naprawdę firmy świadczą bardziej usługi HR-owe, aniżeli dostarczają jakąś taką większą wartość samą w sobie. Oczywiście znalezienie dobrych ludzi, zwłaszcza obecnie jest też potężnym wyzwaniem. Natomiast to jest taka usługa, no nie da się ukryć, bardziej HR-owa. Równolegle sam świat tworzenia aplikacji ulegnie moim zdaniem zmianie. Coraz więcej aplikacji będzie tworzonych w takich właśnie narzędziach low-code’owych, bądź będą zastępowane przez start-up’y, co sprawi, że programiści będą mogli się skupić na tych większych wyzwaniach, bardziej ambitnych, trudniejszych. Najwięcej pracy dla firm z branży IT będzie przede wszystkim w zakresie kompleksowej obsługi klienta, gdzie nie chodzi tylko o to, aby wyklepać apkę, jak to się mówi, czy też właśnie dostarczyć programistów, ale przede wszystkim przeanalizować problem, z którym klient przychodzi, znaleźć dla niego odpowiednie rozwiązanie, może nawet bez użycia programowania, nawet bez użycia aplikacji. I to będzie wymagać bardzo różnych kompetencji, nie tylko tych stricte technicznych, ale może nawet, a może przede wszystkim, kompetencji komunikacyjnych, kompetencji oczywiście analitycznych. I jednocześnie tutaj nie chcę powiedzieć, że w tym momencie wynajduję koło na nowo, bo takie usługi już są świadczone, to już jest usługa, pewien rodzaj usług, grupa usług, które, które, które się odbywają, które są realizowane. Natomiast w tym kierunku, moim zdaniem, będziemy iść jako branża po prostu. Nie chcę powiedzieć, że kto nie dopasuje się, to zginie, ale no na pewno tym niedopasowanym będzie trudniej. I tym optymistycznym akcentem chciałbym przejść do podsumowania.

W tym miejscu, jako że mamy ten mini jubileusz, to chciałbym opowiedzieć nieco więcej o planach rozwojowych. Po pierwsze, na przestrzeni kilku kolejnych odcinków, pewnie już po wakacjach z oczywistych względów, zaczniemy poszerzać nieco skład podcastu. To znaczy zaczną pojawiać się w nim pierwsi goście. Mam nadzieję, że to też zwiększy dynamikę, to po pierwsze. A po drugie, będą to zawsze różne punkty widzenia. Nie zamierzam zapraszać gości tylko po to, żeby się z nimi zgadzać. Lubię troszkę twórczo się pospierać w takich różnych dyskusjach, niekoniecznie takich publicznych. Natomiast wszystko po to, aby jak najwięcej wartości wynieść z takich rozmów, i jak najszersze, jak najbardziej różnorodne punkty widzenia właśnie pokazać.

Po drugie, przygotowujemy też takie dodatkowe działanie, no ten podcast oczywiście jakby z założenia jest przeprowadzany po polsku. Natomiast może tak się zdarzyło, że jakieś treści były dla Ciebie interesujące, ale chciałbyś, chciałabyś podzielić się nimi z kimś, kto po polsku nie mówi, na przykład kimś z zagranicy. Będziemy niektóre z odcinków w formie tekstowej przygotowywać właśnie do publikacji po angielsku na blogu, co też mam nadzieję, pozwoli jeszcze szerzej dotrzeć do potencjalnych odbiorców, już niekoniecznie słuchaczy, no chyba że ktoś sobie włączy lektora.

No i po trzecie, wspominałem co prawda o tym w nagraniu na Instagramie, jeżeli jeszcze tego nie robisz, to zachęcam do zapoznania się z naszymi różnymi treściami na social mediach, związanymi oczywiście tutaj z publikacją treści podcastowych. Natomiast otwieramy się na głosy słuchaczy, jeżeli masz jakąś propozycję tematu, o której chciałbyś, chciałabyś usłyszeć, a może nawet porozmawiać w tym podcaście, to daj znać. Zagadaj mnie na LinkedInie, albo napisz na Instagramie, ja się postaram do każdej wypowiedzi, do każdego pomysłu ustosunkować. Nie obiecuję, że wszystkie spełnię, ale na pewno przeanalizuję i takie pomysły też chciałbym, aby zaczęły się co jakiś czas pojawiać na łamach tego podcastu.

No i na tym już kończymy, mam nadzieję, że nie tylko następne 10, czy 20, ale że przed nami jeszcze dużo więcej odcinków, bardzo się cieszę, jest to dla mnie też naprawdę spora frajda, nagrywanie, szykowanie tego podcastu, późniejsza współpraca z osobami z naszej firmy na najbardziej tą, Mati Papiernik i Daria Grochowska, Mati mózg techniczny i dźwiękowy, który wspiera, właściwie wspiera, realizuje proces edycyjny. No i Daria, nasza mistrzyni social mediów, więc to przy okazji jeszcze bardzo podziękuję Wam, Mati, Daria za, za udział w tym przedsięwzięciu. No i cóż, życzę sobie i nam, i Wam aby ten podcast trwał jak najdłużej, a na dziś już się z Wami żegnam.

Kłaniam się i do usłyszenia.

Link do raportu: https://www.classicinformatics.com/blog/software-development-statistics