#16 — Czemu brakuje dziesiątków tysięcy informatyków, czyli o edukacji w informatyce
W tym odcinku opowiem o swoich doświadczeniach związanych z edukacją w IT, zarówno pod kątem własnych doświadczeń jako ucznia, studenta, programisty, ale także i tych z drugiej strony – wykładowcy, dziekana, czy prezesa firmy technologicznej.
Transkrypcja odcinka
Cześć, nazywam się Krzysztof Rychlicki-Kicior i witam cię serdecznie w podcaście „Software z każdej strony”, w którym dowiesz się, jak łączą się ze sobą świat biznesu i IT.
To jest odcinek 16. „Czemu brakuje dziesiątków tysięcy informatyków, czyli o edukacji w informatyce. W tym odcinku opowiem o swoich doświadczeniach związanych z szeroko pojętą edukacją w IT. Zarówno z tej trochę bardziej znanej strony, czyli bycia uczniem, bycia studentem, bycia kształcącym się programistą, ale także z tej drugiej strony, czyli bycia wykładowcą, też dziekanem, ale i prezesem firmy technologicznej, czyli niejako, można powiedzieć, odbiorcą osób, które w ten czy w inny sposób uczą się różnych technologii. Edukacja w IT to obecnie sprawa po prostu kluczowa, bo luka kadrowa, którą można pojmować też bardzo różnorodnie, natomiast luka kadrowa według różnorodnych danych w zeszłym roku wynosiła około 50 tysięcy osób. Tutaj, tak jak mówiłam, zależy, czy rozpatrujemy programistów, czy w ogóle informatyków. Specjalizacje są w końcu różne. Natomiast można chyba się zgodzić ze stwierdzeniem, że nic nie wskazuje na to, aby ta liczba miała się zmniejszyć, ta luka miała się zmniejszyć, tak że trudno wyczarować nowych specjalistów. Można też rozmawiać o kwestiach związanych z zapraszaniem do naszego kraju osób zza granicy, ale to jest trochę inny temat. Ale nie da się ukryć, że wykształcenie sobie kadr jest jednym z kluczowych rozwiązań, które powinniśmy zastosować.
Tutaj muszę od razu wspomnieć, tak w charakterze takiego disclaimera, chociaż to już padło, nawet w dzisiejszym odcinku. Sam jestem przedstawicielem świata akademickiego, więc, no, można stwierdzić, że nie jestem do końca obiektywny, aczkolwiek mimo wszystko, mimo tej obecnie pełnionej funkcji, nie uważam, że dla każdego człowieka, których chce wejść w IT studia to jedyny słuszny wybór. Zdecydowanie postaram się dzisiaj spojrzeć z perspektywy jednak współwłaściciela firmy, jakim jest Software House Makimo. Po to, aby skupić się na tym punkcie widzenia – ja potrzebuję programistów, ja potrzebuję specjalistów i nie jestem tak bardzo skupiony na tym, skąd oni przyjdą, ważne, żeby po prostu byli.
Gdy mówimy o takich tradycyjnych zawodach, które wymagają zdobycia wykształcenia, podążając niełatwą ścieżką, że chociażby wspomnę o lekarzach, prawnikach czy z własnego podwórka – moja żona jest farmaceutką, to też trudne studia. Można zgodzić się chyba z tym, że choć droga nie jest łatwa, to jest pewien sposób jednoznaczna. Trzeba skończyć trudne studia, później mamy jakieś praktyki, staże, aplikacje, oczywiście to zależy od konkretnego zawodu. I dopiero wtedy można podjąć pracę, która na początku też nie jest z reguły najlepiej płatna. Nie ma tutaj opcji alternatywnych. No, nie można zostać lekarzem na podstawie jakichś kursów z Internetu. Można oczywiście dyskutować o różnicach między dzienną a zaoczną edukacją, tam, gdzie jest to możliwe, natomiast to są niuanse. Nie ma wielu ścieżek, żeby zostać lekarzem, prawnikiem, farmaceutą, architektem czy przedstawicielem jednego z wielu innych zawodów. W IT obecnie sytuacja ta wygląda zgoła inaczej, bo edukacja uniwersytecka, już powiedzmy w ten sposób, jest jedną z opcji, natomiast nie zawsze tak było. To znaczy kiedy ja dawno, dawno temu, chciałoby się rzec, chodziłem do liceum, a potem właśnie decydowałem o mojej karierze, chociaż miałem już pewne doświadczenia zawodowe, to jednak nawet szukając takiej pierwszej stałej pracy, pamiętam, że wyższe wykształcenie kierunkowe bądź też bycie w trakcie studiów było jednak stosunkowo mocno oczekiwane przez pracodawców. Owszem, młodzi, zdolni i ambitni mogli liczyć na możliwość zatrudnienia w zawodzie, oczywiście, czyli w charakterze informatyków, programistów czy też innej maści specjalistów w trakcie studiów. To chociażby w kontekście tych wcześniej wspomnianych zawodów, no, nie było raczej możliwe. Natomiast też była to praca z reguły tylko na część etatu, za drobne pieniądze i to mimo wszystko nie było zjawisko powszechne. No, wiem, co mówię, bo pamiętam, jak to wyglądało wśród mojego rocznika studiującego gdzieś pod koniec pierwszej dekady tego stulecia. Już kilka lat później, kiedy z kolei role się odwróciły i ja w czasie studiów doktoranckich prowadziłem zajęcia ze studentami tego samego kierunku, który studiowałem ja z kolei parę lat wcześniej, widziałem, że na II roku, na IV semestrze, bo pamiętam, że wspólnie z szerszą ekipą uczyliśmy wtedy .NETa, co zdolniejsi studenci, no, próbowali na różne sposoby jak najrzadziej chodzić na zajęcia, głównie po to, żeby zaliczyć niezbędne zadania z uwagi na to, że już gdzieś tam pracowali. I to się zadziało na przestrzeni kilku lat. Tutaj mówimy o latach gdzieś 2013-2014. Już ta zmiana się dokonała. I teraz powstaje jednak pytanie, czy – no właśnie – w przypadku informatyków uczelnie są w stanie nadążyć z podażą absolwentów. Czy w dobie tego, że informatykiem, programistą, już tak, żeby nie powtarzać za każdym razem, można zostać tylko po uczelni, czy są te inne drogi? Kto, dla kogo to się nadaje taka droga, powiedzmy, akademicka, a dla kogo nie? Tutaj opcji jest znacznie więcej niż w przypadku wielu innych, większości innych w zasadzie zawodów wymagających specjalistycznej wiedzy i umiejętności.
Można powiedzieć, że odpowiedź na to postawione pytanie jest zawarta we wcześniejszej części tego odcinka, bo przecież wspominałem o luce kadrowej. Gdyby oferta, obecna oferta uczelni była wystarczająca, no to tej luki by nie było czy byłaby marginalna. I problem ten wynika z kilku zasadniczych kwestii. Po pierwsze, IT rozwija się niesłychanie dynamicznie, zwłaszcza w tym zakresie najbardziej praktycznym, konkretnych technologii, które pozwalają na tworzenie choćby aplikacji webowych czy mobilnych. Tutaj odwołam się do takiego przykładu, jakim są książki informatyczne. Z jednej strony mamy pozycje dotyczące teorii informatyki, jak projektować algorytmy we właściwy sposób, jak funkcjonują sieci komputerowe. I to są takie cegły, można by rzecz, które istnieją, funkcjonują w świadomości informatyków od dosłownie dziesiątek lat. Oczywiście, powstają kolejne wydania, są rozszerzane poprawiane, ale to są z grubsza te same pozycje. Z drugiej strony mamy książki o technologiach i one w zasadzie można powiedzieć, że z upływem czasu dezaktualizują się coraz szybciej. O ile kiedyś technologie zmieniały się jednak po prostu wolniej i książka zakupiona na temat chociażby, nie wiem, Java Enterprise, mogła służyć przez kilka lat, to teraz czas życia książki jest niezwykle krótki. Nie da się ukryć, że jest coraz więcej wiedzy w Internecie, więc jest to spora konkurencja dla książek. Skądinąd, to już jak o tej Javie Enterprise wspomniałem, to jedna z klasycznych niegdyś pozycji, bodaj koło 1000 stron, obecnie służy głównie jako podpórka do kosy spalinowej, bo silnik kosy, ta zasadnicza część musi znajdować się ponad ostrzem. Głupio jest wyrzucać książki, sam nie lubię. Z kolei oddać do antykwariatu też za bardzo nie ma sensu, bo z takiej książki już nikt nie skorzysta. Chyba że ktoś chciałby pisać pracę o historii technologii, no to może wtedy. Sytuacja z książkami przekłada się wprost na to, czego uczy się na uczelniach, no, nawet w innych organizacjach edukacyjnych, w technikach informatycznych chociażby. O ile nauka typowo teoretycznych zagadnień, tak jak wspomniane algorytmy, sieci komputerowe, podstawy języków programowania – to się za bardzo nie zmienia i to też proces nauki takich przedmiotów jest stosunkowo dobrze rozpracowany, można powiedzieć. O tyle im dalej w las, im więcej chcielibyśmy poruszać tematów takich praktycznych, na czasie, technologii używanych do tworzenia faktycznych rozwiązań, będących, jak to się mówi, state of the art, czyli takiego bieżącego, aktualnego stanu danego zagadnienia, danej technologii, to robi się trudno, bo osoby pracujące na uczelni muszą prowadzić, z jednej strony, działalność akademicką, dydaktyczną, badawczą, a nadążanie za technologiami tymi praktycznymi z biznesu, czy jak to się mówi na uczelniach – w przemyśle – jest po prostu troszkę już ponad siły, ponad miarę. Naturalnie, receptą na opisany problem na uczelniach jest współpraca z biznesem, choćby na zasadzie współprowadzenia czy wręcz całkowitego prowadzenia części zajęć praktycznych, zaangażowania w praktyki, w działalność kół naukowych. No, jest tych form całkiem sporo. Natomiast tutaj też nie jest tak bardzo łatwo, bo jednak uczelnie muszą dostosowywać się do pewnych obostrzeń formalnych. Nie da się ukryć, że choć w szkolnictwie wyższym wyróżniamy takie dwa zasadnicze tryby prowadzenia studiów – ogólnoakademicki i praktyczny, gdzie ten zakres praktyczny jest bardziej nastawiony na współpracę z przemysłem, to wciąż istnieje wiele obostrzeń. Sam znam to absolutnie z własnego podwórka, które sprawiają, że taka duża swoboda, no, jest… No, może nie niemożliwa, ale naprawdę wymaga dużo dobrej woli ze wszystkich stron, od wszystkich zaangażowanych. Musimy jednak stwierdzić, że same uczelnie i podaż absolwentów tych uczelni to jednak za mało. A dokładnie – nie chodzi tylko o to, ilu studentów jest uczonych, ale o strukturę całego systemu. Koniec końców, żebyśmy mieli więcej absolwentów, musi być więcej kadry dydaktycznej, a z takich różnych informacji, które zbieram, no, naprawdę w zasadzie wszyscy znani mi naukowcy, no, pracownicy akademiccy, są obłożeni. Tutaj znalezienie kadry nie jest zadaniem łatwym. Natomiast tej kadry też nie wyczarujemy z kapelusza. Wykształcenie nowej kadry czy poszerzenie to też jest proces, który trwa lata, można powiedzieć. A jeżeli jeszcze weźmiemy pod uwagę, jak długo w ogóle trwa edukacja, kształcenie studentów, no to wszystko tworzy pewien taki system, framework, chciałem powiedzieć bardziej informatycznie, w którym, no, nie jest łatwo z definicji reagować na zmiany.
A co z innymi formami edukacji? Wspominałem o technikach i tutaj mówię oczywiście o technikach takich informatycznych, w których wręcz kształci się programistów. To jest ciekawe zagadnienie, bo z jednej strony tacy przyszli technicy uczą się często bardzo praktycznych technologii, ale raz, ten wymiar godzin jest stosunkowo mały, przynajmniej porównując to do studiów, no a poza tym, jakby z natury rzeczy, w końcu w technikum też trzeba uczyć się zwykłych przedmiotów szkolnych. No, są pewne problemy, aby zmieścić dostatecznie dużą ilość takiej głębszej teorii. Poza tym jest to też kwestia pewnej dojrzałości, można powiedzieć, takich uczniów. Naturalnej, oczywiście, no bo są to po prostu młodzi ludzie i trudno oczekiwać, aby ktoś po ukończeniu technikum odznaczał się, powiedzmy, taką dojrzałością, jaką chociażby nawet absolwent wyższej uczelni, choć też człowiek młody z reguły, to jednak, żeby to było na podobnym poziomie.
Kolejną opcją są bootcampy, czyli takie nie do końca szkolenia, tylko bardziej kursy, trwające miesiąc, dwa, czasem nawet trzy, w trakcie których próbuje się wykształcić specjalistów w zakresie bardzo konkretnych technologii, od zera do bohatera. Tutaj zdarzają się przypadki, że mamy do czynienia chociażby z listonoszami, fizjoterapeutami, dostawcami. Tutaj przytaczam te przykłady, broń Boże, żeby w jakiś sposób wypominać, ale to są osoby, które po takich kursach wysyłają CV do takich firm jak moja. I to autentyczne trzy przykłady, które się zdarzyły. I teraz to samo w sobie oczywiście nie jest złe, chęć przekwalifikowania, uczestnictwo w takim kursie, jak najbardziej jest OK. I wśród takich osób też zdarzają się osoby zdolne, które są w stanie stosunkowo szybko odnaleźć się w nowej roli. Natomiast trzeba jednak powiedzieć, że – przynajmniej na podstawie naszych własnych doświadczeń – co zdolniejsze jednostki można zacząć kształtować po zatrudnieniu na stażu czy w jakiejś formie praktyk i dopiero po dłuższym jeszcze czasie można myśleć o pracy w charakterze juniora. Tutaj forma bootcampów może nie jest sama w sobie problemem. Problemem jest to oczekiwanie, że po tych tam 3 nawet miesiącach można już iść do pracy i zarabiać ileś, całkiem sporo pieniędzy. To jest trudne po prostu, głównie z powodów czysto takich praktycznych. Trudno jest nauczyć się technologii, przepracować, wyuczyć się pewnych zagadnień, do których nauczenia się, do których osiągnięcia potrzeba po prostu iluś godzin samodzielnej również pracy, nie tylko uczestnictwa w kursie. To jest też, nie da się ukryć, pewne inherentna zaleta studiów. Nawet jeżeli same w sobie pewne konkretne studia informatyczne nie są wybitne, to sam fakt tego, że student przez kilka lat uczy się również sam technologii, że się rozwija, daje po prostu większe możliwości, większą szansę na sukces na rynku pracy.
Dążąc powoli do końca tego odcinka, podsumowując, nie da się ukryć, że tych pozytywnych efektów tej poprawy procesu edukacyjnego nie da się osiągnąć bez współpracy ze stroną firm IT, takich chociażby jak Software House, bo to one wiedzą najlepiej, jakie kompetencje są potrzebne i jakie kompetencje mogą być potrzebne w przyszłości. Choć czasy COVID-u i nawet ten rok, oczywiście wojna w Ukrainie nie pomagają w takim myśleniu nieco bardziej perspektywicznym, pracy u podstaw, takiej pracy organicznej, to jednak coraz więcej firm, tak jak obserwuję, w branży zdaje sobie sprawę, że inwestycja w te młode kadry, w to nowe pokolenie, można powiedzieć, specjalistów jest konieczna, bo po prostu kończą się inne możliwości pozyskania specjalistów. I dlatego tak ważna jest stała współpraca z różnymi organizacjami edukacyjnymi, które chcą rozwijać i kształcić nowe kadry. Tym apelem kończę dzisiejszy odcinek. Timing nie jest przypadkowy, bo nagrywam ten odcinek pod koniec września, a zatem tuż przed początkiem roku akademickiego. No i wszystkim zaangażowanych w proces edukacji – czy to studentom, uczniom, kursantom, bootcampowcom, ale i nauczycielom, edukatorom, wykładowcom i przede wszystkim też firmom zaangażowanym, tym, którym się chce zaangażować w kształcenie nowych zastępów informatyków, życzę powodzenia w tym roku i szkolnym, i akademickim, abyśmy wspólnym wysiłkiem wykształcili jak najlepszych specjalistów, którzy wspomogą nasz rynek pracy.
Za ten odcinek bardzo dziękuję, bardzo dziękuję za waszą uwagę. Kłaniam się nisko i do usłyszenia.